To co widzisz powyżej to NutriScore (ang. „5-color Nutrition Label), czyli pięciokolorowa etykieta żywieniowa. Została opracowana przez francuskich naukowców z zespołu Badań nad Epidemiologią żywności. Ten system oznaczeń funkcjonuje w 10 europejskich krajach.
Jej głównym zamysłem jest ocena „zdrowotności” żywności w pięciopunktowej skali A-D. Tak jak kiedyś dostawaliśmy oceny w szkole za swoje wyniki. Skala rozpoczyna się od ciemnozielonego „A” – kończy się na krwistoczerwonym „E”. Produkty oznaczone literą „A” to żywność o „wysokiej” wartości odżywczej, którą „warto” spożywać „częściej” lub w „większej” ilości. Litera „E” oznacza produktu o ubogiej wartości odżywczej. Z reguły są to produkty wysokoprzetworzone.
Na zdrowostkach stosuję coś nieco podobnego. Korzystam z 3-stopniowej skali oceny jakości: dobra, średnia, zła. Nutriscore daje nam nieco większą tolerancję.
A czy, aby na pewno jest ona dobra?
JAK OPRACOWUJE SIĘ NUTRISCORE?
Dla mnie ten temat jest bardzo ciekawy, bo mam ku temu kilka wątpliwości i pewne ALE.
Zacznijmy od podstawowych informacji. Do stworzenia 5-punktowej skali bierze się pod uwagę składki produktu – to czy wpływają one pozytywnie, czy negatywnie na organizm. Istotna jest tu głównie zawartość:
- cukru,
- tłuszczów nasyconych,
- soli,
- wartości energetycznej (kilokalorii).
Im wyższy ich udział wyżej wymienionych składników, tym skala podążą ku literze E. Na korzyść działa tu obecność:
- błonnika,
- białka,
- owoców,
- warzyw.
Wówczas kierujemy się w stronę litery A.
JAKI JEST CEL NUTRISCORE?
5-stopniowa skala ma na celu dać konsumentom prostą, czytelną i zrozumiałą informację na temat wartości odżywczej produktu. Unijne organizacje konsumenckie, które wspierają pomysł obowiązkowego etykietowania produktów systemem Nutriscore, argumentują, że dobre oznaczenie żywności ma pomóc konsumentom w dokonywaniu „zdrowych” i „świadomych” wyborów zakupowych, co ma mieć realny wpływ na rosnący problem występowania chorób dietozależnych w Europie.
ZDROWOSTKOWE STANOWISKO
Cieszę się, że wielkie głowy myślą o zdrowiu konsumentów. O ich prawie do posiadania rzetelnej i jasnej informacji na temat żywności. Naprawdę jest to godne pochwały!
ALE!
Czy nie uważasz, że etykietowanie produktów systemem NutriScore nie sprawi, że społeczeństwo przestanie czytać skład i tabelkę z wartościami odżywczymi produktu?
Czy nie stanie się tak, że będziemy ślepo patrzeć tylko na kolory i literki, bez jakiekolwiek analizy środka?
Czy nie sprawi, że staniemy się po prostu leniwi i pójdziemy na łatwiznę, bo KTOŚ już za nas zrobił czarną robotę i można temu ufać w 100%?
Jak dla mnie NutriScore, poza tym, że rzeczywiście upraszcza jako tako wybór tej „zdrowej żywności”, ale mimo to, osobiście nie do końca widzę to tak kolorowo (tak jak zkłada 5-stopniowa skala :D). Nie bez przyczyny, niektóre słowa są opatrzone cudzysłowiem – zdrowe, świadome, wysokiej wartości itp.
Czy jak będziemy sugerować się jedynie kolorowym oznaczeniem, będziemy wybierać świadomie?
Czy spożywając produkty z literką A, w myśl „bo zdrowe, to można na maksa” będzie to zdrowe podejście?
Czy widząc produkty opatrzone literką E będziemy je skreślać grubą kreską, mimo, że do końca nie są złe? np. zwykłe płatki Cornflakes są oznaczone na czerwono, choć w składzie mają aż 99,9% grysu kukurydzianego! 0,01% na dodatki w postaci – owszem słabego cukru, czy innych niskiej jakości dodatków, to naprawdę NIC.
Z kolei inne płatki – Cheerios owsiane, które w składzie mają 85% mąki owsianej, która również jest przetworzona i również mają nieciekawe inne dodatki, są już oznaczone literką A.
Czy takie oznaczenia w przypadku osób z zaburzeniami odżywienia nie spowodują nasilenia się ich choroby? W przypadku takiego kategoryzowania produktów bardzo mocno działamy 0-1, co nie jest zdrowe dla ludzkiej głowy.
Kolejnym problemem związanym z NutriScore jest to, że chociaż walczy się z nadmiernie przetworzoną żywnością, może paradoksalnie działać jako impuls dla dużych branż, aby “przerobić” swoje produkty i dodać do nich inne dodatki do żywności. Dlatego na przykład, aby uzyskać wysoki wynik, czyli literkę A, producenci lodów mogą np. pokusić się o usunięcie odrobinki cukru – naprawdę niewielkiej ilości i zastąpienie go innymi słodzikami lub dodanie do mieszanki losowej ilości błonnika, aby uzyskać więcej produktu. Żaden producent nie chce stygmatyzacji. Jedni wybiorą dobrą drogę w celu rzeczywistego polepszenia produktu, a inni wolą pójść na łatwiznę i zacząć kombinować.
Dla mnie najważniejszym argumentem przemawiającym za tym, że NutriScore nie jest jakimś super extra pomysłem, to fakt, ROZLENIWIENIA społeczeństwa w stosunku do obowiązku czytania składu i wartości danego produktu spożywczego. Jestem przekonana, że wiele osób poczuje ?ulgę? w związku ze zwolnieniem z uporczywego musu wertowania składów. Nasza świadomość również nie wzrośnie. Bo na czym ma się budować? Na wierze w literki? Czy na wierze w prawdziwą jakość produktu, którego skład sprawdzimy sami i sami dojdziemy do wniosku, czy jest on dobry czy nie.
Wiesz jakie marki są największymi zwolennikami systemu NutriScore? Giganci spożywczy tacy jak Danone, Nestle – dziwnie, że akurat oni, prawda?
Dystrybutorzy tacy jak Carrefour, Auchan, Aldi i Kaufland zadeklarowały, że mają zamiar sukcesywnie wprowadzać na opakowaniach marek własnych nowe oznaczenia.
Obecnie cały czas trwają dyskusje nad wykorzystaniem tego wskaźnika jako wspólnego dla całego rynku spożywczego Unii Europejskiej. Wiadomo już, że obecnie 7 krajów jest przeciw wprowadzeniu tego systemu na ich rynek spożywczy.
Jak chcesz sobie popatrzeć jak oznaczone są inne produkty spożywcze klinik TU.
Temat pozostawiam jak najbardziej otwarty 🙂
Zróbmy kulturalną burzę mózgów!